Jednym
z pokutujących na świecie przesądów jest rozpowszechniony pogląd, jakoby
Hieny żywiły się padliną. Tak charakteryzują je “mas-media”, podręczniki
biologii a nawet poważne wydawnictwa encyklopedyczne. Mamy tu do czynienia z
podwójnym niejako przekłamaniem. Hiena, ten najokrutniejszy moim zdaniem drapieżnik i krwiopijca postrzegany jest jako godne politowania zwierzę, któremu
natura dała, co prawda, najmocniejsze zęby i siłę ale ohydny wygląd i
niejako za to musi żywić się padliną. Jest rzeczą zrozumiałą, że hiena
jak każda żyjąca istota, w końcu musi się czymś żywić, coś jeść. Ale
fakt, iż przedstawia się ją niekiedy jako “sanitariusza” i wręcz
dobroczyńcę wśród zwierząt, zapobiegającego
w ten sposób rozkładowi padliny i szerzeniu się chorób – jest już przesadą.
Oczywiście, gdy padnie np. chory słoń, czy równie potężny nosorożec lub
hipopotam – Hieny nie gardzą nimi, tak jak wszystkie inne drapieżniki. Lecz
tu, niestety pierwszeństwo w konsumpcji mają lwy i dopiero gdy one najedzą się
do syta i nie chcą się szarpać z otaczająca ich co raz to liczniejszą sforą
Hien – majestatycznie odchodzą, nie oglądając się nawet, jak ta dopada tę
padlinę i żre jak leci. Po nich przychodzą tygrysy, potem szakale, kojoty,
gepardy, lisy i co raz to mniejsze drapieżniki a kończą prawdziwi padlinożercy
– sępy. I jakoś lwy czy lisy nie mają opinii padlinożerców a przecież
robią to równie chętnie jak Hieny.
Gdyby Hieny i inne drapieżniki bazowały jedynie na padlinie dawno by z głodu wyzdychały. Każdy drapieżnik jest niejako wyspecjalizowany w zdobywaniu im tylko właściwego pożywienia stanowiącego bazę jego egzystencji. Tak jak kot jest specjalistą w polowaniu na myszy i szczury tak jego więksi "krewniacy" polują na odpowiednią do swoich możliwości zwierzynę łowną. I robią to tylko na "swoim terenie" o który często toczą między sobą zacięte walki.
Tymczasem Hieny żrą wszystko a zdobywają pożywienie w im tylko właściwy sposób. Ich
ulubionymi metodami są: zorganizowany rozbój i to, co my nazywamy pospolitym złodziejstwem.
Nie mają przy tym żadnych skrupułów, nie uznają żadnych praw ani “podziałów terytorialnych” skrupulatnie
oznaczanych i przestrzeganych przez inne drapieżniki. Są wszędzie. Gdy na
przykład gepard (taki duży, nakrapiany kot) polujący tylko “na
swoim” terenie, po sprincie z szybkością 旴 km/godz dopada wreszcie i udusi
równie szybką gazelę – nie ma mowy o jej spokojnej konsumpcji. Sam zdyszany, musi ją
natychmiast przetaszczyć pod najbliższe drzewo i jeszcze ją tam odpowiednio
wysoko wciągnąć, potem jakoś w rozwidleniu konarów zamocować, aby nie spadła
i dopiero wtedy on i jego potomstwo mogą w miarę spokojnie zacząć ją
konsumować. Hieny, okupujące
zawsze wszystkie wzniesienia, kopce termitów - czyli miejsca strategiczne –
widzą i dokładnie kontrolują wszystko dookoła. Jeśli tylko zauważą, że
któremuś drapieżnikowi się udało – są tam natychmiast i bezpardonowo
zabierają i zjadają mu zdobycz jak swoją. Samotny lew lub gepard, jeśli nie
zdąży zawlec zdobyczy w zarośla i nie chce mieć przegryzionej nogi lub sam być przedmiotem konsumpcji, musi salwować
się ucieczką nie skosztowawszy nawet zdobyczy. A podobno lew jest królem
zwierząt!
No,
rzeczywiście, można powiedzieć, że w tym wypadku Hieny żywią się padliną, no bo formalnie zwierzę, mimo
że jeszcze ciepłe - nie żyje. Co ciekawe, Hieny mają to we krwi, zakodowane
w genach, jakbyśmy to nowocześnie mogli określić one nie znają pojęcia
moralności, uczciwości, litości i innych zaszczepionych nam zasad i pojęć.
I doskonalą te “umiejętności” od najmłodszych lat. Bardzo ciekawe są
obserwacje zabaw młodych hieniątek. Jedno znajduje jakiś
kawał drewna czy suchą gałąż - zaledwie przez chwilę może obnosić
się ze “zdobyczą”. Liczne stado rówieśników natychmiast goni go i stara
się mu ją wyrwać. Po kilku sekundach “znalazca” jest poturbowany a z
przykładowej gałęzi zostają tylko strzępy.
Jednak takie okazje, które czynią złodzieja, Hienom trafiają się stosunkowo rzadko. “Uczciwe” drapieżniki
też mają dobre oczy, uszy i
nosy więc unikają
łowów, gdy w pobliżu kręcą się hieny. Wiedzą, że wtedy ich wyczerpujący
trud pójdzie na marne. Wolą “pracować” tam, gdzie jeszcze ich nie ma.
Wtedy Hieny zmuszone są polować same. A robią to zawsze kolektywnie, w sposób
wysoce zorganizowany i jakże chytrze zaplanowany,
tak aby się zbytnio nie przemęczyć. Najchętniej gustują w młodych cielętach
zwierząt kopytnych. Spokojnie podchodzą do matki, pod której brzuchem chowa
się biedne cielę. Jedna lub dwie z hien, kręcąc się
koło uzbrojonej w rogi głowy zwierzęcia, prowokuje ją tym do ataku i
gdy w końcu to nastąpi – dwie inne porywają bezbronne dziecię. A gdy
zszokowana matka zbyt podskakuje, jedna z hien dopada do jej tylnej nogi i
przegryza jej staw kolanowy. Wtedy już ze zdobyczą nie muszą nawet uciekać
konsumują ją na miejscu, żywcem, na oczach oszołomionej matki. Tę zresztą
czeka niechybnie los dziecka, gdyż na trzech nogach daleko nie ucieknie.
Kuriozum
wyrafinowanego morderstwa Hien, to sposób w jaki napadają i męczą zwierzynę.
Lew, tygrys, pantera, nawet ryś i inne koty – gonią zdobycz, dopadają ją i
duszą. Chwytają “fachowo” za tchawicę, zaciskają szczęki i trzymają.
Po gonitwie, zdyszane zwierzę potrzebuje najwięcej tlenu. Zamknięcie tchawicy
pozbawia je tego składnika powietrza całkowicie i “wyzionują ducha” w ciągu
kilkunastu sekund. Nie męczą się długo. Natomiast Hieny delektują się
wręcz powolnym konaniem ofiary.
Nigdy żadnej zwierzyny specjalnie nie gonią, nie zabijają - to dla nich zajęcie
zbyt pracochłonne i niebezpieczne. Otaczają ją, i... chichocą. Głosy
wydawane przez nie, jako żywo przypominają ludzki, ironiczny, krwiożerczy śmiech.
Denerwują ofiarę oganiającą się na lewo i prawo od natrętów. Wtedy jedna
z Hien, potem druga, chwytają zwierzę za ogon, wymię, wreszcie za bok i
podbrzusze. I trzymają, często na nim wisząc. Zwierzę, zamiast stratować je
kopytami, lub chociażby skopać -uważa żeby którejś nie nadepnąć, wyrywa się i niejako samo rozpłatuje sobie
skórę. Wówczas nasze znajome chwytają za to, co jest pod skórą i znowu
trzymają. A chwyt i ucisk w tych obleśnych mordach mają “atomowy”. I
znowu ryczące z bólu zwierzę chce się uwolnić, szarpie, aż wypłyną mu wnętrzności.
Dopiero wtedy Hieny, jak na ironię, puszczają ofiarę. Ta robi w szale
kilka kroków, wlokąc wnętrzności za sobą... A nasze znajome jakby na to czekały.
Rozszarpują i połykają - jak leci - zbroczone krwią, flaki ofiary na
jej oczach… Pierwszeństwo w tym mają zazwyczaj “panie” Hieny, które obżarte,
z wielkimi brzuchami, śpieszą do swych legowisk by nakarmić spore stada młodych.
Robią to w prosty sposób. Wymiotują to co zżarły a młode, prawie że im z
pysków wydzierają ten częściowo przetrawiony pokarm roślinny
i nasycone krwią wnętrzności ofiary.
Podobno
zwierzę bez wnętrzności może żyć jeszcze godzinę. Tak jak człowiek
postrzelony w brzuch, “jeszcze godzinę gada”. Hienom tego za długo. Po spożyciu
“apetajzera”, najważniejszy w chierarchii i doświadczony “pan Hiena”, podbiega do
ryczącej z bólu ofiary i tą czerwoną
już od krwi mordą, przegryza jej łydki i ścięgna kolanowe tylnych nóg.
Wskutek tego zwierzę “siada”. Wtedy pozostałe, łącznie z tymi, które już
zdążyły powrócić “z domu” z pustymi brzuchami, kilkoma wprawnymi
szarpnięciami rozrywają mu skórę na zadzie i najspokojniej konsumują “szynki”.
A wszystko to przy dalszym nieustającym wtórze swych chichotów i przejmującym
jęku dogorywującego zwierzęcia. Zanim zwierzę skona z upływu krwi,
“panie” Hieny kilkakrotnie kursują do swych legowisk tam i z powrotem...
Co ciekawe, wszystkie potencjalne ofiary Hien, jak zebry, bawoły, antylopy i inne roślinożerne - przyglądają się temu spektaklowi z bezpiecznej odległości, najzupełniej szczęśliwe, że to nie je spotkał ten “zaszczytny” los. Wszystko co robią, to jedynie protestują parskają, porykują i tupią kopytami o ziemię w akompaniamencie łopotu nadlatujących zewsząd sępów, wron i kruków... Nie zdają sobie sprawy z tego, że już jutro, którąś z nich, niechybnie spotka ten sam los!
I jak tu pasuje do tego utarte powiedzenie, że Hieny żywią się padliną縘
Oczywiście można to i tak uchwalić, nazwać a nawet sprytnie uzasadnić. Przecież Hieny nigdy nie zabijają ofiary i nie jedzą jej, kiedy jeszcze stoi... A fakt, że wcześniej w tak wredny sposób doprowadzają ją do upadku, i żrą żywcem, nie wiem dlaczego, jakoś uszedł i nadal uchodzi uwadze nie tylko specjalistów od masowej informacji lecz i światowej sławy naukowców.
Tadeusz Wajda